sobota, 7 lipca 2012

Bajka dla grzecznych dzieci

Wzdłuż drogi między wąską strugą Motławą a Wisłą kwitną maki i chabry. Więcej ich tutaj niż gdzie indziej, bo Wisła wpływa od wieków w okresie powodzi do tej małej rzeczki i od strony pól zalewa gospodarstwa Kępy Polskiej. Tak było i w tym roku. 

Zrywam przy rowie wiązkę kwiatów i wrzucam do samochodu. Wieś jak ze starej opowieści. Tu widać, że "krzyżówka" to drogi przecinające się pod przydrożnym krzyżem, a kościół i karczma (dziś remiza) to serce, wokół którego ułożyło się życie. Kilkaset lat historii wsi wypisane jest przy jej głównej drodze - stare, bogate rodziny zawsze znajdzie się w centrum, biedniejsze, osiadłe później, przykleiły się bardziej na skraju. Po jednej stronie drogi, z zagrody po pradziadku Ignacym została tylko kamienna piwnica, na wprost, w samym środku wioski mieszka Michał, wnuk Franciszka Kujawy, rodzonego brata Ignacego. Od lat jest sołtysem.

Niewiele jest wsi, o których uczą na lekcjach polskiego i to z poematu spisanego ponad czterysta lat temu. Byłem zaskoczony, kiedy znalazłem zdanie o Kępie w renesansowym „Flisie” Sebastiana Klonowica: „U wsi, u kępy, Muntawa w prawy bok/W Wisłę się mknie w skok.” No proszę, może już gdzieś około 1595 roku jakiś praprzodek mieszkał tutaj i zapalał flisakom pochodnie na Wiśle. Szukanie rodzinnych korzeni w takim miejscu jest jak wykopywanie garnka z monetami spod ziemi.

Kilka kilometrów od Kępy jest Zakrzewo Kościelne. Miejsce o którym nasłuchałem się, jak to "pod wiatr i pod górkę, sankami i pieszo, w śniegu do pasa" itd. dreptała tam moja mama po wiedzę do gminnej szkoły, takiej z kałamarzami wstawionymi w sześć szkolnych ławek. Chociaż biedniejsze od Kępy, Zakrzewo miało szkołę, kościół parafialny i cmentarz. Właśnie na ten cmentarz jadę, odnaleźć kości tych, z których i moje kości. Za drewnianym, prawie czterystuletnim kościołem szukam ostatnich śladów pradziada z wąsami, którego znam tylko ze zdjęcia. Ignacy urodził się w czasach dla nas prehistorycznych, dokładnie w roku, w którym nowelka "Janko Muzykant" wyszła spod pióra Sienkiewicza, ale żeby znaleźć grób Kujawy muszę zakłócić święty cmentarny spokój, używając całkiem świeckiej, współczesnej komórki. W końcu znajduję miejsce pochówku, dzięki instrukcjom mojego dziadka - syna Ignacego, dla którego telefon jest już czymś codziennym. Prawie sto trzydzieści lat - tyle dzieli urodziny mojego pradziada i mojego syna.

Od strony głowy Ignacego Kujawy leży jego matka, pochowana dwa lata później. To była dopiero postać - Józefa z Kowalczyków, twarda matrona, trzymająca rodzinę mocno w garści, aż do śmierci w wieku 104 lat. Pochodziła z najbogatszego we wsi rodu - Kowalczykowie, według spisu carskiego z początku poprzedniego wieku, mieli kilku parobków i najwięcej w parafii ziemi, liczonej w morgach. Józefa wyszła za Walentego Kujawę, który też biedny nie był. Czterech synów i dwie córki wychowała porządnie, a jej słowo było zawsze ostatnie i rozstrzygające. Zachował się zapis historyczny, wspominający ją, jako założycielkę wiejskiego koła Polskiej Macierzy Szkolnej w Kępie. Po rewolucji 1905 roku, rząd carski, zmuszony do ustępstw, zezwolił na naukę w języku polskim - wywalczyły to m.in. kobiety, zabierając dzieci ze szkół i żądając wprowadzenia nauki po polsku. Koła Polskiej Macierzy Szkolnej, zajmujące się szerzeniem oświaty wśród ludu, powstawały w całym Królestwie Polskim, działały już po drugiej stronie Wisły - w Sannikach, Gąbinie i Radziwiu.
Józefa miała szóstkę dzieci i podjęła odważną decyzję, że nie będą do końca życia mówiły po rosyjsku. Franciszek, Kazimierz, Ignacy, Bronisław, Stanisława i Janina - dzieci były w różnym wieku, najmłodsze jeszcze pod opieką rodziców, najstarsze już samodzielne. Do tego stopnia samodzielne, że za chlebem płynęły za Atlantyk. Nie chce się wierzyć, że pradziad Ignacy przepływał pod Statuą Wolności. Powtarzana z pokolenia na pokolenie, przetrwała opowieść sprzed prawie stu lat, o tym jak pewnej wiosny zbieg okoliczności zadecydował o istnieniu mnie, mojej matki, dziadka, mojego syna i licznego stada potomków Ignacego różnych nazwisk po kądzieli. Podobno prababka Józefa powiedziała wtedy do siebie - "My tu tyle jedzenia szykujemy, a nasz Ignaś w Ameryce pewnie bieduje", na co najmłodszy z braci, Bronek odpowiedział wyglądając przez okno - "E tam! Właśnie do nas idzie". Ten wielkanocny powrót okazał się ważny, bo prababka zaraz po świętach wyswatała Ignacego z owdowiałą Rozalką Wyrębkowską z Solków, z Podgórza w tej samej parafii. Rózia miała małego synka Tadeusza z pierwszego małżeństwa, a Ignacemu urodziła jeszcze Martę, Helę, Genię, Kazia i najmłodszego Henia. Wszyscy są na moim pożółkłym zdjęciu. Ignacemu nie dane było zdobywać Dzikiego Zachodu, musiał wysupłać zarobione dolary, zbudować dom i zająć się rodziną.



Po śmierci prapradziadka Kujawy, Józefa wyszła po raz drugi za mąż, stąd na jej grobie jest nazwisko Rybicka. Należała do zakonu św. Franciszka świeckich, tzw Tercjarzy. Zgodnie z ostatnią wolą, została pochowana w zakonnym habicie.

Kładę zerwane w Kępie kwiaty na jej grobie. Takie same może zrywała, kiedy miała kilka lat, jeszcze przed Powstaniem Styczniowym. Opadną za kilka godzin, ale są z jej Kępy. Może właśnie patrzy.