niedziela, 5 października 2014

Prawdziwe kłamstwa

No i wydało się! Po mojej lewej stronie siedzi kłamca, po prawej siedzi... kłamca. 


Wybrałem się na wykład inauguracyjny Uniwersytetu Dziecięcego. Mój syn w auli obok słucha o wędrówkach z mikroskopem po niewidzialnych światach, ja słucham o kłamczuchach, na razie dorosłych, później o maluchach. Słucham i robię rachunek sumienia. Żonę poderwałam kłamiąc, bo nie powiedziałem jej, że ma fantastyczny tyłek i chciałbym to sprawdzić dokładniej, tylko bujałem, że marzę o spotkaniu przy herbacie... Nawet nie przy kawie, której nie lubiła, o czym wiedziałem. Fuj kłamczuch, ale skuteczny, jak się później okazało. Kłamałem idąc do pierwszej pracy w Dzienniku, bo czy naczelny chciałby usłyszeć, że jego gazeta jest do dupy i trzeba w niej wszystko zmienić. Kłamałem, zaczynając wydawać miesięcznik motoryzacyjny, bo nie bardzo wtedy pamiętałem z liceum, co to moment obrotowy. Przypomniałem sobie szybko i widać ludzie lubią być okłamywani, bo po trzech miesiącach łgania magazyn stał się bestsellerem, a inne - publikujące inżynierskie tabelki - upadły. Czy jestem kłamcą notorycznym? Chyba nie, podobno 60 proc. wszystkich konwersacji ma charakter kłamstewek, a ludzie kłamią średnio co 10 minut. Zdaje się, że u mnie to minimum 30 minut. 
Przesadzałem, koloryzowałem, szukałem wymówek, mea culpa. Czy gdybym mówił szczerze całą prawdę i tylko prawdę, siedziałbym na uniwersyteckich wykładach z synem, słuchającym o mikroskopach za ścianą? Czy w ogóle bez tych kłamstw byłaby możliwa komunikacja z przyszłą żoną, która chyba też myślała o czymś więcej, niż o herbacie, jednak nie była wtedy gotowa na szczere zaproszenie na kolację ze śniadaniem. Nie sądzę, aby tego rodzaju kłamstwa były niemoralne. Nasze życie stanęłoby bez nich w miejscu, zamarłaby komunikacja i relacje straciłyby wdzięk. 
Pani doktor psychologii przechodzi do tematu sumienia i relatywizmu moralnego, a ja zastanawiam się, czy jestem społecznym konformistą, bajerującym dla świętego spokoju, czy wręcz przeciwnie. Ile konfliktów wynikło ze szczerego powiedzenia znajomym prawdy w oczy? Zabawne, bo te małe potrzebne kłamstwa gdzieś przebrzmiały, a niepotrzebna prawda do dziś przez lata leży cieniem na moich relacjach z pewnymi osobami. Może do prawdy o sobie trzeba dorosnąć, aby unieść ciężar kilku szczerych zdań. 
Spojrzenie z dystansu na własną karygodną prawdomówność i kłamstwa pozwala mi dziś odpowiedzieć na pozornie proste pytanie, czy wychowuję syna do życia w kłamstwie, czy w prawdzie. Będą z niego ludzie, czy nie? 
Efektem wykładu są moje lekko oderwane od niego przemyślenia. Nic się nie zmieniło od czasów studenckich, wtedy gryzmoliłem w auli własne wytwory, układające w pamięci to, co wpadało do ucha. Dziś, ściskający pierwszy indeks syn też ma przemyślenia i również nie robił notatek. Geny?