środa, 20 maja 2015

Uważaj, o co Boga prosisz, bo może spełnić

Mały sprawdzian. Z czyjego programu wyborczego pochodzą te zdania? 



W parlamencie powinni znaleźć się najlepsi, najzdolniejsi i najmądrzejszy politycy, nie najwierniejsi, najbliżsi i najbardziej łaszący się do wodza. Chcemy się w ten sposób przeciwstawić zwyczajowi wypełniania list wyborczych osobami zasłużonymi dla danej partii, bez zwracania uwagi na indywidualne cechy charakteru i umiejętności danej osoby.

Otóż pierwsze zdanie to program Kukiza, drugie - dosłowny cytat pkt. 6 programu NSDAP z 1920 roku, napisanego przez Adolfa Hitlera. Brzmią podobnie? Działają podobnie? Jak widać, cały czas działają na słupki poparcia. Cały ten punkt 6. brzmi niewinnie i niegłupio. Co z tego wyszło wtedy? Co z tego wyjdzie teraz?


Wtedy ludzie też mieli dosyć i chcieli zmian. Wódz z charyzmą i ogniem gniewu w oczach przemawiał prosto do serc, mówił to, co chcieli usłyszeć, grzmiał na złodziei, wskazywał, że kraj czeka na nowe rozdanie, społeczeństwu należy się cała władza. Mówił "ojczyzna", "naród", przysięgał, że nie zdradzi, wzywał do wytrwałości w walce o zmiany. 
Wczujcie się w tamte motywacje - przenieście się w rok 1933.



A przy okazji, czy hasła: "Polsko potrafisz" i "Erwache Deutschland" (pierwszy z pochylonym, stylizowanym krzyżykiem Raifeissen Banku Kukiza, drugi z pochylonym Hakenkreuzem) bardzo się różnią? 

Odpłynąłem? Prawda, nie każdy polityk to nazista.
Oczywiście, ale to, co robi Kukiz, to nie wiejska zabawa. Zwracam uwagę jak rodził się tamten ruch, jakie miał motywacje, do czego doszedł. Kiedy słyszę z ambon "dlaczego katolik powinien głosować na...", to przypomina mi się plakat "Warum muss der Katholik die Reichstagliste Adolf Hitlers wahlen". 
Surowo oceniałem Niemców, za to, że dopuścili do tych strasznych 11 lat ubiegłego wieku. Nie rozumiałem certolenia się z dochodzącym do władzy Hitlerem takich autorytetów jak Thomas Mann, czy Heidegger, wręcz uwiedziony tamtymi ideami.

Popatrz, na  jakie szczytne hasła głosowali wtedy wyborcy, przeczytaj ten program i odpowiedz sobie na pytanie, czy nie jesteś już trybikiem maszyny, którą kręci ktoś porywająco szczery. Czy TEN ruch i TEN człowiek za 10 lat u władzy będzie mówił tym samym głosem?

Historia niczego nie uczy, a tłum nie ma sumienia, tylko emocje.



Wpisy z etykietą Kukiz:
Najlepiej płatna posada w Polsce - trybun niezadowolenia

Przesadyzm medialny

"Prasa kłamie", albo "TV kłamie" - pisało się na ścianach w stanie wojennym, jednak wtedy była jedna gazeta i jeden program. Jak ci się nie podoba dzisiejszy przekaz w mediach, znajdź sobie coś odpowiedniego z oferty 300 kanałów i gazet. I nie opowiadaj, że nie ma wolności i że jest jak w stanie wojennym.

Czas gorący, nie chcę się przekrzykiwać na slogany, więc zrobiłem taki eksperyment. Na stronie Wpolityce.pl włączyłem wyszukiwanie słowa "Komorowski". Mozilla odpowiedziała: "more than 100"!!! Na 1 stronie! Przypomniały mi się endeckie gazety z lat 30, gdzie na pierwszej stronie przynajmniej trzy razy musiało być słowo "Żyd" lub "żydowski". Prześledziłem pierwsze 20 słów. Naprawdę teksty mające tylko jeden cel - znieważyć, zabić wirtualnie, opluć. To jest hodowanie agresywnej rasy czytelnika. Jeśli się nie zatrzymamy w tym szaleństwie, media utopią się w żółci.
Potem otworzyłem inną skrajność - Gazeta.pl. Wyszukałem słowo "Duda". Wynik - 5 razy: 

  • "Komorowski i Duda odpowiadają na nasze pytania", 
  • "Kampania pod znakiem botoksu Dudy i leguminy Komorowskiego", 
  • "Balcerowicz namawia: Nie wybierajcie Dudy", 
  • "Sojusz Millera z Dudą", 
  • "Duda czy Komorowski? Sprawdź w naszym teście, do kogo ci politycznie bliżej".
 
Ciekawe, kto zauważył, że w każdym tytule są dwa nazwiska?
Nie wiem, czy sprawiła to różnica IQ redaktorów naczelnych, czy to różnica między koszernością, a bogoojczyźnianą siermiężnością, czy Michnik to szczwany lis, sprytniejszy od Karnowskiego, ale mam wrażenie, że wpolityce.pl bliżej do Trybuny Ludu z czasów stanu wojennego. Nie jestem fanem ani jednej, ani drugiej formuły dziennikarstwa, ani mediów Agory, ani tym bardziej tych Karnowskich. Jednak w kwestiach pewnej klasy i umiaru w uprawianiu propagandy mogę się wypowiedzieć. Każdy ma jakieś przekonania, nie istnieje absolutny obiektywizm. Obiektywne dziennikarstwo nie musi z suwmiarką odmierzać równego dystansu między mądrością, a głupotą, między uczciwością, a kłamstwem. Jeśli ktoś z własnego domu nie wyniósł umiejętności odróżniania i opowiadania się po właściwej stronie, to na nic mu będzie nawet "Przesłanie pana Cogito" wpisane w manifest, czy dziennikarski kodeks. 


Wszelkim wytrzeźwiałym moralistom, wyrzekającym na współczesną dyktaturę, mogę tylko przypomnieć, że za samą próbę zrobienia sondy "czy podoba ci się władza" mogli zostać w PRL śmiertelnie pobici przez nieznanych sprawców, albo w lepszych czasach skuci, wywiezieni nyską 100 km do lasu i wypuszczeni w majtkach. Dziś mogą pytać, byle uczciwie. Pan redaktor zadał telewidzom pytanie, sformułowane jak teza artykułu Trybuny z 1968. Nikt go nie zatrzymał, pojechał sobie taksówką do domu i tam na FB zaprotestował przeciwko szykanom, czyli zawieszeniu odcinka programu. Odcinka! Twierdzi, że to standardy białoruskie, choć na Białorusi nikt taki jak on nie miałby szansy wejść do studia, redagować program i sprawdzać, czy widzowie zagłosują na prezydenta popieranego przez "wiadomo kogo". Uciemiężoną polską opozycję boli straszenie służbami pukającymi o piątej nad ranem, a nie drażni spot wyborczy z Putinem, dzwoniącym do sypialni urzędującego jeszcze prezydenta. Nie można tu postawić znaku równości, bo protestów jednej strony jakoś nie słychać (może wpisali to w reguły demokracji). Druga strona krzyczy - gwałt, dyktatura, białoruskie standardy. Mam wrażenie, że Norman Davies miał rację, pisząc o pisowskiej mentalności łobuza, który sam leje ludzi w bramie, a jak trafi na opór i dostanie w pysk, krzyczy: ratunku biją!
Kampania się skończy, może buksujący dziś kołami do koryta politycy i dziennikarze doczekają się oczekiwanych gratyfikacji za swoje usługi. Może awansują na prezesów. Ale myśmy to już przerabiali. Nie przeszli do panteonu nadredaktorzy z awansu, którzy bezskutecznie próbowali skrzyknąć kompetentny zespół dziennikarski, a skazani byli na miernoty, bo zapomnieli te słowa:

"
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych


 Tylko umiar może nas wyrwać z tego chocholego tańca.


sobota, 16 maja 2015

Polska Rzeczpospolita Dudowa - Konstytucja duetu Duda-Ziobro


Przejrzałem projekt konstytucji PiS z 2010, przywoływany ostatnio przez Dudę, a obecny na stronach partii. Całość nie wygląda na dokument jednoczący i pojednawczy. Jest jednak pewien postęp w stosunku do projektu PiS z 2005 roku, który był po prostu wypowiedzeniem wojny III RP. Widać, że nauczka dwuletnich groteskowych rządów nie poszła na marne i drapieżnik nauczył się chować pazury. Nawet po uchwaleniu łagodniejszej konstytucji, ustawami można wprowadzić tu Dudapeszt.





Pomijam preambułę, która przez pięć lat napuchła bardziej od klerykalnych zaklęć i zdradza silne pokrewieństwo z węgierskim wstępem konstytucji Orbana. Dobrze, że historia  przekazała obraz dalekiego od świętości Bolesława Chrobrego, bo pewnie i on, obok świętego Stefana, byłby przyzywany przez prawicowych ustawodawców, szukających przodka pasującego do ich obrazu świata. Ustroje się zmieniają, politycy nie. Prapradziad, najlepiej święty dobrze wygląda w życiorysie.

PiS przymierza się do urodzenia kolejnego projektu Konstytucji RP, warto więc porównać dwa ostatnie, z 2005 i 2010 roku, zanim na fali euforii powstanie wersja 2015.

 

 

1. W stosunku do starszej wersji zmodyfikowano artykuły dotyczące IPN, lustracji oraz tajemniczej "Komisji Prawdy i Sprawiedliwości", które były dłuższe niż cały rozdział o Skarbie Państwa i Finansach Publicznych. W nowym projekci i tak w tej części pobrzmiewają echa niesławnej ustawy lustracyjnej Ziobry-Dudy, zmiażdżonej przez Trybunał Konstytucyjny. Prawdopodobnie już trwa majstrowanie nad tym rozdziałem, bo przecież IPN zawsze był dla PiS wygodnym narzędziem wykańczania konkurentów.

2. Odstąpiono od ochrony pamięci Kościoła przez IPN, który był w projekcie z 2005. Skoro Ustawa Zasadnicza zastrzega rozdział państwa od Kościoła, dlaczego IPN ma badać z mocy Konstytucji zbrodnie godzące w prawa Kościoła, a nie wyszczególniono np praw Romów, mniejszości seksualnych, albo przedsiębiorców prywatnych?
Nie wiem czemu IPN miałby z mocy Konstytucji być powołany do  pogłębienia wiedzy o grzechach wyłącznie partii komunistycznej, pomijając działania IPN dotyczące pamięci w obszarach II wojny światowej i wcześniejszych? To też złagodzono, poszerzając zasięg historyczny prac IPN.
 
3. Zniknęła tak zwana "Komisja Prawdy i Sprawiedliwości" wyglądająca na pomysł z Orwella i zalatująca Świętym Oficjum Inkwizycji. Miała 5 lat "badać i ujawni działania, podejmowanw interesie prywatnym lub grupowym po 31 grudnia 1989 przy wykorzystaniu pełnionych funkcji lub wpływów (...)". Politycy PiS pewnie uznali, że nauczyli się to robić za czasów duetu Ziobro-Duda bez konstytucji.

4. Projekt konstytucji z 2005 jest anachroniczny w kwestiach mediów, wałkuje, jak za czasów młodości prezesa PiS, sprawy Urzędu Radiofonii i Telewizji oraz misji TVP. W
2010 dopisano, z trudem goniący rzeczywistość i postęp technologiczny, rozdział o Urzędzie do Spraw Mediów Elektronicznych, w którym media elektroniczne nadal nie są MEDIAMI.

5. Zniknął też inny byt z projektu 2005 - Urząd Pomocy Ofiarom Bezprawia, który miał zastąpić Rzecznika Praw Obywatelskich. Była to oczywista manifestacja tezy, że praw obywatelskich w Polsce nie było, dopiero IV RP miała rozprawić się z bezprawiem jakie zastała. Urząd ten musiałby jednak pomagać wielu ofiarom rządów Prawych i Sprawiedliwych, dlatego pewnie nie pojawi się w nowszych projektach.

6. Jak projekty przedstawiają rolę prezydenta. Prezydent ma zostać wyniesiony do rangi udzielnego władcy. Zgodnie z projektem 2010 mógłby blokować swoim wetem nadzwyczajnym wszelkie inicjatywy i miałby gwarantowaną wyjątkową władzę ustawodawczą, pozwalającą na wydawanie rozporządzeń z mocą ustawy, głosowanych zwykłą większością. Ciekawe, że do startu w wyborach prezydenckich każdy kandydat - również Duda - potrzebowałby według nowej konstytucji już 300 tys. (nie 100 tys. jak dziś) podpisów, ale zabezpieczono się, gdyby nie dostał - 200 tysięcy podpisów mógłby zastąpić 300 (słownie trzystoma) podpisami funkcjonariuszy publicznych, pochodzących z wyboru (posłów, wójtów, burmistrzów, radnych itp.). Zapachniało władztwem funkcjonariuszy - łatwo zgadnąć z jakiej opcji.


 7. Ciekawe, czy konstytucja kraju powinna przypominać obywatelom, że władza może wysłać ich do psychiatryka? Taki punkt znalazł się w ostatnim projekcie PiS: "W przypadkach określonych w ustawie sąd może nakazać poddanie osoby, która ze względu na zaburzenia psychiczne stwarza zagrożenie dla życia, zdrowia lub nietykalności cielesnej innych osób, zabiegom medycznym zmniejszającym to zagrożenie."

8. Nie masz też obywatelu w projekcie Konstytucji PiS z 2010 roku prawa do odszkodowania, gdybyś został bezprawnie zatrzymany przez jakiegoś Agenta Tomka lub Antka (gwarantuje to jeszcze Art. 41 ust. 5 obecnej Konstytucji RP)

9. Państwo odmienia słowo kobieta wyłącznie w kontekście związku kobiety z mężczyzną. Nie uznaje natomiast, aby równe prawa kobiety i mężczyzny musiała gwarantować  konstytucja, bo usunięto obecny Art. 33.

10. Oczywiście projekt konstytucji PiS z 2010 gwarantował trwałe upartyjnienia stanowiska Prokuratora Generalnego, poprzez połączenie tego stołka z funkcją Ministra Sprawiedliwości, podległego premierowi (Jarosław Kaczyński  w TV Republika zapowiedział ostatnio powrót do tego rozwiązania z czasów Ziobry. Brakuje mu  widocznie w TV prokuratorów z kajdankami w domach opozycji, wysyłanych po naradach w gabinecie premiera).


A na koniec kuriozum, artykuł, który absolutnie nie mógł zostać pominięty w wersji 2010 - Art. 5. Jest on bardziej celem samym w sobie, bo brzmi: "Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym."
Nie wiem: rasowo, co do preferencji seksualnych, poglądów politycznych, religii??? Niech każdy sobie odpowie.

Cel będzie osiągnięty, kiedy partia z rozmodlonym prezydentem, premierem i marszałkami Sejmu i Senatu rozprawi się z odstępcami oraz tęczowymi mniejszościami, a wdzięczny naród zaśpiewa wreszcie "Ojczyznę wolną pobłogosław Panie".

Pislamskie

piątek, 15 maja 2015

Nabici w Stana, nabici w Dudę

W 1990 odpadł w wyborach mój kandydat, Tadeusz Mazowiecki, którego dziś roszczeniowe polactwo wszystkich opcji chciałoby beatyfikować. Ale wtedy woleli Stana Tymińskiego, obiecującego złote góry, powtarzającego w kółko, że rozgoni złodziei, bo kraj jest rozkradany. Skąd my to znamy?

Czy Polacy zmienili się od tego czasu? Nie! Dają się wabić i prowadzić jak stado baranów do zagrody. Wystarczą proste wyborcze sztuczki, podstawieni przechodnie, paprykarze, Cugier-Kotki i niby-studenci, klakierzy, buczące i wyzywające kontrkandydata fankluby, setki memów na poziomie dresiarza, udawany sklepik, udawana Duda-pomoc, albo czarna teczka.
Komorowski ma fatalną kampanię, ale ja nie głosuję na kampanię, głosuję na ludzi, tak jak głosowałem na Mazowieckiego, nie na czarną teczkę Tymińskiego. Przerażają mnie głupoty opowiadane na temat wprowadzenia Euro i indolencja ekonomiczna Dudy. Obraża mnie gangsterskie cwaniactwo Mastalerka i Sasina, skupiających się na inwektywach w stosunku do Komorowskiego. Nie podoba mi się  uwikłanie Dudy w pisowskie zależności, w aferę wokół śmierci Blidy, krycie przekrętów finansowych Biereckiego, jego poparcie dla smoleńskich teorii spiskowych. Nie przekonuje mnie afiszowanie się w kościołach, na klęczkach, w postawach pełnych rozmodlenia. To wszystko jest teatrzyk dla frajerstwa, które da się wystraszyć bajkom o katastrofalnych skutkach wprowadzenia euro, nie rozumie, że obiecanki ekonomiczne w kampanii zweryfikuje życie i za cztery lata będą tak samo nienawidzić Dudy, jak znienawidzili Lecha Kaczyńskiego. Będą go nienawidzić i za to, że nie dotrzymał obietnic, i za to, że je zrealizował, bo skutki rozdawnictwa poniosą wszyscy.



Bachorów tupiących nogą, niezadowolonych z życia nie brak w tym kraju. W Polsce nawet ciemnoskóry gej, działacz LGBT, ma tak pofikane w głowie, że popiera kandydata partii, której poseł na FB wzywa do walki z "pedalskim lobby" i obwieszcza "koniec cywilizacji białego człowieka". Polski absurd, oby nie znalazł w skrzynce skierowania na przymusowe leczenie, bo przecież według wielu działaczy PiS homoseksualizm to choroba.



Mimo wszystko czuję pewną dumę, że głosowałem wtedy na Mazowieckiego, choć motłoch krzyczał "gruba kreska", "żółw", "Żyd". Dziś pokrzykują "Bredzisław", "Komoruski" i dlatego właśnie dumny będę, że nie idę ze skandującym kibolstwem, choćby mój kandydat przegrał.
Nie poczuję się później, kiedy pałac obsiądą Macierewicze i Brudzińscy, nabity w Dudę.

wtorek, 12 maja 2015

Najlepiej płatna posada w Polsce - trybun niezadowolenia

Nie jest stabilne państwo, w którym ponad 30% głosów uzyskuje replikant, bez historii, bez osiągnięć, bez poglądów, upudrowany i pokazany wyborcom pół roku przed wyborami.


Tym bardziej, nie jest stabilne państwo w którym 20% głosów wyborców otrzymuje kandydat na prezydenta, nie mający nic do powiedzenia na temat polityki zagranicznej, gospodarki, obronności, a znany wyłącznie z list przebojów Radiowej Trójki.
Przypominają mi się "Mury", piosenka Jacka Kaczmarskiego do melodii katalońskiej pieśni "L’Estaca" - gdzie taki bard rewolucji jak Kukiz porywa tłum do zmian. Wszyscy znają słowa: "aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas", które świetnie wpisują się w te 20% wyborców z ostatniej niedzieli. Jednak historia kiepsko kończy się dla śpiewaka.

Znajomi mówią - trzeba rozbić układ, niech coś drgnie! A ja słyszę "Mury" i widzę, że to prosta droga do zamurowania Polski.
Rozbić układ - dziwna motywacja, bo nie zakłada właściwie żadnej oceny kandydata, na którego oddaje się głos. A jeśli to głos na kolejnego prącego do koryta cwaniaka? Kiedy już tam będzie, zapomni o obiecankach i jakichkolwiek zmianach. Mogę nawet zrozumieć ryzykantów z grupy elektoratu Kukiza, sfrustrowanych kolejnymi zawodowymi niepowodzeniami, za które najłatwiej winić "układ", "sitwę", "kolesiów". Rozumiem, że młodzi dysponują ograniczonym doświadczeniem życiowym, nie pamiętają, jak łatwo korumpują się różni bardowie rewolucji i ich klakierzy. Rozumiem tych głosujących, ale nie pochwalam i przyznaję, że z obrzydzeniem wyłączam radio, kiedy Kukiz pluje na ostatnie 25 lat Polski, a ostatnio łaskawie udziela lub odmawia wsparcia bardziej doświadczonym, zorientowanym i zwyczajnie bardziej inteligentnym od siebie.

Może to jest herbertowska kwestia smaku - brzydzi mnie taka postawa. Kiedy pan Kukiz chlał między koncertami na potęgę za czasów późnego PRL, nie narzekał, że kraj w niewoli. Dziś pozwala sobie przy każdej okazji mówić o zniewoleniu. Kiedy śpiewał "Ksiądz proboszcz już się zbliża", nie było mu potrzebne wsparcie z ambon i głosy bogoojczyźnianych Ślązaków. Dziś gra rolę nawróconego alkoholika. Każde, absolutnie każde pytanie o działania w sferze kompetencji prezydenta zbywa opowieściami o jednomandatowych okręgach wyborczych, których nie rozumie i których wprowadzenie pozostaje poza prerogatywami prezydenta. Zbywa wszystkie argumenty o utrwaleniu przez JOW-y, wszędzie gdzie one obowiązują, systemów dwupartyjnych. Ponadto jest cyniczny, bo "JOW-y to wytrych" - jak sam przyznał w rozmowie z Korwinem-Mikke. Mimo JOW-ów i tak głosowalibyśmy na polityków z ustawionych wcześniej list. A co z wartościowymi ludźmi, których poglądy nie mieszczą się w tych dwupartyjnych ramkach. Nigdy nie mieliby szansy pojawić się w polityce, póki nie poszliby po prośbie do PO i PiS. Nie teoretyzuję, znam to z realu w radzie gminy, gdzie mieszkam, bo w wyborach samorządowych do rad gmin mamy już JOW-y panie wizjonerze.
Nie cieszy mnie, kiedy tacy populiści, którzy sami przed chwilą wytrzeźwieli, robią ludziom wodę z mózgów. Gdyby w wyborach do Sejmu były JOW-y, Kukiz nie zaistniałby jako polityk, ale dziś jeszcze może.

Opolszczyzna - tam Kukiz mógłby liczyć na mandat, gdyby w wyborach do Sejmu obowiązywały JOW-y


Na sukces Kukiza zapracowało również niepokorne pokolenie sieciowych janczarów, wyhodowane przez PiS, które programowo przeprowadziło kilkumiesięczne tłuczenie Komorowskiego memami (Nie głosuj na Bronka bo siara, zejdź z krzesła, etc). To polityczni dresiarze, żyjący z trollingu - a pracujący solidarnie na głosy wszystkich kontrkandydatów Komorowskiego. Polityk, który miał zaufanie społeczne na poziomie 70% przegrywa w dwa miesiące z królikiem z kapelusza. W podobny sposób, choć znacznie wolniej, zamieniono w błazna Lecha Kaczyńskiego, przy dużo większym udziale jego samego - on też przegrałby z jeleniem z krzesłem na głowie.


Wojna na memy nasili się w II turze. W rolę trybuna niezadowolenia wcieli się Duda, który będzie udawał, że nie był podwładnym Ziobry i nie miał nic wspólnego z ochroną SKOK-ów.
A Kukiz znów we wrześniu namiesza ludziom w głowach, bo jestem pewien, że niezadowolonych nie ubędzie. Namiesza, nagada niedorzeczności, a potem będzie "milczał wsłuchany w kroków huk, a mury będą rosły..."