piątek, 23 października 2015

Razem czy osobno

Podobno partia RAZEM strzeliła w górę w statystykach Facebooka i Twittera po przedwyborczej debacie. Nie dziwię się, 90% postów brzmiało pewnie "co to za RAZEM", a 10% "tym RAZEM czerwona garsonka"

Jej lider, Zandberg awansował na idola internetowego po trzech zdaniach w debacie! Pół roku temu achy nad Kukizem, który dziś jest pośmiewiskiem. Za pół roku owce odkryją, że Zandberg cytuje Fidela Castro. Problem w tym, że przez ten czas podpompują budżet towarzyszom spod portretów Che Guevary dotacją, która należy się po przekroczeniu progu 3% w wyborach parlamentarnych. I dzieci Fidela będą krzyczeć głośniej i robić wodę z mózgu wczorajszym gimbusom, zyskującym prawa wyborcze.

Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Kto przemawia pod portretem Che i nosi koszulkę z Marksem, ten chyba sam określa się jako komunista. Dalej mu już do socjalistów. Próba nadania temu ruchowi roli katalizatora świadomości inteligenckiej, z jej wrażliwością społeczną i dążeniem do "być", w kontrze do liberalnego "mieć" nie ma też sensu. Opozycja "mieć" czy "być" od dawna nie klasyfikuje ludzi na bogatych i biednych. Powiedziałbym, że ostatni raz udało się tym hasłem zabłysnąć w 1968. Może faktycznie przeżywamy społeczne deja vu, bo większość fanów Razem to dwudziestolatkowie, którzy 68 nie pamiętają, może nawet nie wiedzą o tamtych zrywach na Zachodzie i w moim postrzeganiu nie aspirują do kategorii "być", tylko raczej "chcę mieć". 

Nie trafiają do mnie argumenty, że to nowa lewica. Żadna różnica, stara, czy nowa - ta jest nawet bardziej szkodliwa, bo stara rumieniłaby się ze wstydu, cytując niemal słowo w słowo czerwonych morderców sprzed 50-60 lat. Pachnie mi to obrońcami proletariatu z Czerwonych Brygad czy Action Directe, jeszcze nie na tyle radykalnymi, aby polskich burżujów mordować. Wystarczy odebrać im 75% zarobków i oddać tym, którym się należy, wyłącznie z racji niskich zarobków… i z racji oddanych na Razem głosów.

Przypomniała mi się opowieść Rogera Moore’a, który jako dziecko naprawdę biedował, a kiedy doszedł już do sławy i majątku, żebrzący o głosy proletariatu Labourzyści postanowili odbierać mu co roku ponad 80% honorarium. Moore oczywiście spakował walizy, wsiadł w samolot i wyniósł się do Monako, gdzie spotkał dziesiątki innych "ambasadorów" Zjednoczonego Królestwa. Pracowali na całym świecie, na wszystkich kontynentach, z jakiej więc racji mieli oddawać 80% do budżetu rządu UK, który i tak te pieniądze rozdawał bez sensu. Wniosek, nawet proletariat jest wrogiem takich pomysłów, jeśli już zarabia i ma się dochodami dzielić. Wpływy z tych 75% podatków proponowanych przez młodocianych socjalistów z Razem byłyby żadne, straty ogromne, bo cała śmietanka artystyczna, właściciele spółek dochodowych branż, wynieśliby się z Polski. Generalnie mielibyśmy tu Kubę, gdzie wszyscy są równi w biedzie, ale przekonani, że towarzysz Zandberg dał im sprawiedliwy ustrój. Fidel też był elokwentny, pewnie "zaistniałby" w debacie. Jak kubańskie "razem "zamieniło się w "osobno", wszyscy wiedzą.