wtorek, 30 stycznia 2018

O polityce sprzed 1000 lat - lekcje historii prawdziwej


Jak myślisz Synku, ile jest historii w plotce, a ile plotki w historii? Zwłaszcza w tej odległej, gdzie zaciera się granica między szlachetnym słowem legenda, a staropolskimi słowami: obmowa, potwarz, albo jeszcze starszym - kalumnia? Gawędzimy z synem w drodze do szkoły o Piastach.


Kto by zapamiętał wszystkich Konradów Laskonogich, Henryków Brzuchatych, Bernardów Zwinnych i Bolesławów Rozrzutnych? To wszystko autentyczne przydomki. Ale już to, że Kinga była Święta, bo jej mąż Bolesław był Wstydliwy, nastolatek zapamiętuje bezbłędnie.
Pomagają nam fragmenty gregoriańskiego chorału sprzed wieków. Wałkujemy więc dzieje od Mieszka i roku chrztu Polski, przez zjazdy, koronacje, bunty, wygnania i potykamy się o króla, po którym przez ponad 200 lat żaden Piast nie założył królewskiej korony.
Trudny temat dla młodego człowieka. Bolesław Szczodry, nazwany potem Śmiałym, jest królem, na którego patrzymy z jednej strony z punktu widzenia dwóch nieprzychylnych katolickich kronikarzy – mnicha Galla i polskiego biskupa Wincentego Kadłubka – z drugiej, rzucamy na szalę wszystko dobre, co Bolesław zrobił jako wybitny władca, zanim zawaliła się jego kariera.
Jak nie założyć synowi antyklerykalnych klapek na oczy, a jednocześnie nie zostawić go z czarno-białym obrazem z kroniki Kadłubka, gdzie podła bestia w koronie rozszarpuje na strzępy nieskalanego świętego. Bolesław Szczodry u Galla Anonima jest potraktowany powściągliwie i marginalnie, jakby kronikarz chciał napisać więcej, ale nie mógł. Pewnie dlatego, że mecenas Galla, brat króla był 30 lat wcześniej w opozycji i wspierał krakowskiego biskupa.
Konflikt króla Bolesława i biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa to polski odprysk walki korony z tiarą. W Rzymie walczyli o władzę nad ziemskim światem papież Grzegorz VII z cesarzem Henrykiem IV, u nas biskup z królem. Tam skończyło się upokorzeniem bosego cesarza pod Kanossą, u nas tragedią przed ołtarzem na Skałce. Zginął biskup, skazany za zdradę i stracony (lub zabity nagle), a król musiał uchodzić z ciężarem klątwy.
O tle konfliktu wiemy tyle, że Bolesław odzyskał dla Polski utraconą za jego nieudolnego dziada koronę królewską, prowadząc dalekowzroczną  politykę propapieską. Wiemy, że biskup Stanisław pomagał mu w tym, aż do momentu, kiedy odmówiono mu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Wiemy, że opozycja antykrólewska skupiła się wokół biskupów i liczyła na wsparcie cesarza. Paradoks, purpuraci w obozie wrogim papieżowi, aby obalić polskiego króla.

Wielka polityka. Naprawdę wielka - matką Bolesława była córką Włodzimierza Wielkiego, władcy Rusi, babką - błogosławiona z najlepszej rodziny cesarskiego dworu, żoną - kijowska księżniczka, szwagierką - córka króla Czech. Tak skoligacony władca Polski miał prawo uważać się za jednego z możnych chrześcijańskiego świata, który cesarze niemieccy dzielili na Romę, Galię, Germanię i Sclavinię. Parł więc na Wschód i starał się umocnić swoją władzę w kraju. To on, nie Chrobry, wyszczerbił miecz na bramie Kijowa. Zmęczone długimi wyprawami rycerstwo nie podzielało chyba tych ambicji. Bunt zbiegł się z reformą kościelną, która uszczuplała dobra i zakres władzy biskupa krakowskiego. Pretekst do sporu się znalazł - według kronikarzy, biskup grzmiał na surowego króla, karzącego niewierne żony rycerzy, ale też król wyrzucał biskupowi zdradę i niemoralność - tak przynajmniej z plotek tłumaczył biskupa inny biskup, Wincenty Kadłubek.

Finał tragiczny: najstraszniejsza broń kleru - klątwa, skazanie duchownego za zdradę, śmierć biskupa Stanisława, kult relikwii i wygnanie króla w 1079, a potem upadek międzynarodowej rangi Polski, rządy książąt, aż do koronacji Przemysła II w 1295.


Co z tego pozostało po wiekach? Srebrny sarkofag biskupa Stanisława w centralnym punkcie katedry wawelskiej, ponad grobami wielkich królów… biskupa skazanego za zdradę, a uznanego za patrona Polski. Natomiast grób króla Bolesława, wyciosany z kamiennej płyty nagrobnej rzymskiego legionisty, gdzieś między grobami biednych mnichów klasztoru w Karyntii z napisem „Bolesław król Polski, zabójca świętego Stanisława, biskupa krakowskiego”.
Ciśnie się na usta banał o religii i polityce, ale przecież to średniowiecze, kiedy polityka i religia przenikały się w stolicach i na prowincji. Chyba najlepiej na podsumowanie nadaje się akapit z Pawła Jasienicy: „Katoliccy, czyli rzymscy, biskupi musieli spoglądać na państwo polskie chociażby nieco z góry. Nie potrzebowali być na to zaraz Niemcami, jak Thietmar. Wystarczał sam „charakter” urzędu duchownego. Ich mocodawcą było Wieczne Miasto, stolica świata, szafarz koron. Dłonie ich przodownika, arcybiskupa Gniezna, posiadały moc namaszczania królów. Mowa łacińska, święcenia kapłańskie, infuły, paliusze, pastorały, to wszystko pochodziło z tej samej strony świata, z której kraj Piastów brał wzory, gdzie było światło oraz nadrzędne potęgi.”

***

Prowadzimy lekcje historii w samochodzie, jadąc do szkoły. Trzeba w domu korygować podstawę programową szkół podstawowych, stworzoną na zamówienie idiotów. #LekcjeHistoriiPrawdziwej #TLDR


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz