czwartek, 19 lipca 2018

Ćwierkający kaznodzieje

Żeby nie było… wychowałem się w rodzinie wierzącej i nadal nie nazwałbym się ateistą. Gdzieś tam drzemie we mnie jakaś wiara w nadzwyczajną, boską ingerencję w trwanie i zmiany tego ziemskiego padołu. Ale powiadam wam, jeśli w tym kraju ktoś religię niszczy, to sami duchowni.

Gdybym miał na myśli wyłącznie wiejskich plebanów i tysiące nudzących się przed komputerami zakonników w całej swojej wielkiej masie, nie zawracałbym głowy na blogu. Chodzi o tych z miast, tych z kurii i tych z samego szczytu. Jeśli tak ma wyglądać elita kościoła, jak wykładowca, profesor, rezydent Watykanu, z którym wymieniłem ostatnio kilkanaście opinii, to Polska za kilka lat, jak Francja, pełna będzie setek spa i hoteli urządzonych w klasztorach, a w kościołach odbywać się będą wyłącznie koncerty organowe.

 


Rozumiem, że po wsiach siedzą na plebaniach niedouczone, antysemickie, pazerne dusigrosze, którym w kazaniu łatwiej przyjdzie ględzić o nowej kostce brukowej przed kościołem i zaradności Rydzyka, niż o Jezusie (bo to przecież taki niedzisiejszy dziwak był). Wiem, bo mam takiego kaznodzieję w mojej wsi, z którego kazań ludzie wychodzą, a na chrzcinach i ślubach nasłuchałem się ględzących tetryków i młodych umysłowych leni.

Jak może być zaliczana do inteligencji osoba, która publicznie, na forach mediów społecznościowych, połowę swojej „profesorskiej” energii i autorytetu poświęca obmawianiu innego księdza, tylko dlatego, że tamten ma odmienne poglądy polityczne. Otwarcie nawołuje, żeby go uciszyć, zniszczyć, stłamsić. A wszystko to ozdabia w slogany i półprawdy, przygotowane przez wydział propagandy rządzącej partii, jak leci, prosto z pasków TVP.

Poszło o uwolnienie ks. Wojciecha Lemańskiego od kary, dzięki interwencji abp. Rysia i nowego abp. warszawsko-praskiego. Lemański może już odprawiać msze, udzielać sakramentów, może się wypowiadać publicznie, co nie spodobało się profesorowi, wygrzewającemu od lat tyłek w rzymskim słońcu. Pewnie bywalcowi salonów nie po drodze z Lemańskim, który wcześniej jako proboszcz ciężko pracował w biednych białoruskich parafiach i od lat udziela się jako katecheta dzieci dotkniętych chorobami psychicznymi. A może jego działalność upamiętniająca ofiary żydowskie w polskich wsiach nie w smak mojemu rozmówcy, w każdym razie musiałem wysłuchać serii plotek z zakrystii i przeczytać na życzenie jego publikację o «katolewicy», gdzieś w Gościu, czy Frondzie. Niestety publikację na poziomie tylko trochę wyższym od kazań Międlara.

Gdyby głupota mogła latać, niektórzy księża unosiliby się pod sklepieniem Kaplicy Sykstyńskiej, gdzieś w okolicy alegorii "Bóg oddziela światło od ciemności". Profesor wyłożył ekonomiczną definicję katolewicy, która idealnie dziś opisuje partię Kaczyńskiego:  

„Lewicowość (…) oznacza opowiadanie się za systemem socjalistycznym, przewagą własności państwowej nad prywatną, wysokimi podatkami, które mają być przez państwo wykorzystywane, by wspomagać ubogich i w ten sposób niwelować nierówności społeczne. (…) Problem z katolewicą w Polsce i na świecie polega nie na socjalistycznych poglądach na gospodarkę, tym bardziej że wielu jej reprezentantów uwiło gniazdka w jak najbardziej kapitalistycznych przedsięwzięciach…” itd. itd.

Czy to nie obraz „pobożnych bolszewików” - jak nazwał PiS przed śmiercią prof. Wolniewicz, za życia będący filozoficzną podporą Radia Maryja?

W dalszej dyskusji profesor, pogromca katolewicy wszedł na kruchy lód, bo według niego Lemański dopuścił się obmowy swojego biskupa, zarzucając mu molestowanie. Te kwestie powinny być raczej tematem omijanym przez kler, ze względu na purpuratów, którzy ukrywali zjawisko molestowania dzieci w KK przez lata. I tak od słowa, do słowa, dowiedziałem się, że bp Hoser jest człowiek z klasą, abp Paetz jest człowiek z klasą, a abp Wesołowski nie dożył do procesu, który pewnie by go oczyścił, bo dowody były «takie za 50$», a TVN chciał go zlinczować.

No ludzie! Jeśli tacy są nauczyciele kleru tego kościoła JPII, to co jest na dole?
Trzy godziny obrony zwyrodnialców, cały timeline TT poświęcony walce z lewactwem, Tygodnikiem Powszechnym i Lemańskimi, a nuncjusz papieski z Polski, gwałcący dzieci na Dominikanie, to ofiara światowego spisku i TVN.

Nie nazywajmy szamba perfumerią (kto to powiedział?).
I ta wyższość, jaką z perspektywy Watykanu można okazywać maluczkim w dalekiej Polsce i manipulować. To poczucie, że jest się ponad regułami i prawem tego kraju.

Przypomniał mi się kardynał Hozjusz, pierwszy polski kandydat na papieża, który był wcieleniem silnej, nietykalnej agentury obcego państwa w Polsce, sam korespondował po łacinie, besztając polskich biskupów za pisanie listów po polsku, wpływał z perspektywy kościelnej na króla i sprawy dotyczące korony, niszczył Polaków, których uznał za krytyków kościoła. Między innymi za dzieło „O poprawie Rzeczypospolitej”, a zwłaszcza za księgę „O kościele”, prześladował Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, posuwając się nawet do zamachu na jego życie, na szczęście nieudanego. Na pierwszym miejscu stawiał powstrzymanie reformacji i kościół, na dalszych Polskę i Polaków. A teraz, ten pochowany w Rzymie purpurat, od 1923 roku czeka na beatyfikację.
Cóż, bywali gorsi od niego błogosławionymi tego kościoła. I pewnie jeszcze będą, jeśli mają takich profesorów.

środa, 16 maja 2018

Czas pogardy

Tyle pogardy dla tych matek upokarzanych w Sejmie, które dopominają się o swoje, o obiecane, o to tylko, żeby oszustwo nie trwało kolejne lata. Pisowscy baronowie i podrzędni partyjni konferansjerzy już straszyli je paragrafami, oskarżali o polityczne intencje, wiązali z mordercami noworodków w wypowiedziach do kamer. Najemnicy z TVP urządzili im 24-godzinnego Big Brothera z obiektywami i mikrofonami, wycelowanymi dokładnie w ten kąt, w którym żyją już trzy tygodnie na posadzce. 

Może ich mundurowi wywloką stamtąd, gasząc wcześniej światło i wszystkie kamery. Tak boją się prawdy. Może zagłuszą sygnał sieci komórkowych, jak to już raz Kaczyński zrobił w stosunku do protestujących pielęgniarek. Ale ci zdeterminowani ludzie już dziś osiągnęli wiele. Nie pozwolili zbyć się kłamstwem i ochłapem. Zmienili odbiór społeczny u tych, którzy w pędzie korporacyjnych korytarzy nawet nie myśleli, że tak duża część Polaków żyje bez środków, bez perspektyw i podstawowych rozrywek. Chyba rozmiękczyli twarde liberalne serca.
Nie ma już Polski liberalnej i Polski socjalnej. Są udające współczucie przed wyborami przypadkowe miernoty, które po wgramoleniu się na stołki doją budżet, latają biznes klasami, szastają miliardami na duperelne pomniczki, ławeczki, jachty-srachty. A kiedy przychodzi potrzebujący, spieprzają z sejmu do domu, na urodziny księdza biskupa, do kościoła, żeby odgrywać rolę, która w ich przekonaniu zapewni im wieczne rządzenie… Wymodlić wieczne urządzanie się.
PiS zdemaskował własną podłość i obudził ludzkie uczucia u opozycji, spełnił rolę Mefista z Fausta. Panu Jarkowi powinni na grobie wyryć "Jam jest tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro". Bo po pisowskiej okupacji, tego formatu politycy muszą mandatami odpowiadać za łgarstwa, podłości, manipulacje i sprzeniewierzenia. Muszą zmienić się warunki kontraktu społeczeństwa z posłem, czy senatorem, a odpowiedzialność w tym zawodzie będzie egzekwowana tak samo jak od lekarza, nauczyciela, przedsiębiorcy. Drobni cwaniacy liczący na kadencję dojenia kraju i łgania w żywe oczy znikną.
Mam nadzieję.

wtorek, 30 stycznia 2018

O polityce sprzed 1000 lat - lekcje historii prawdziwej


Jak myślisz Synku, ile jest historii w plotce, a ile plotki w historii? Zwłaszcza w tej odległej, gdzie zaciera się granica między szlachetnym słowem legenda, a staropolskimi słowami: obmowa, potwarz, albo jeszcze starszym - kalumnia? Gawędzimy z synem w drodze do szkoły o Piastach.


Kto by zapamiętał wszystkich Konradów Laskonogich, Henryków Brzuchatych, Bernardów Zwinnych i Bolesławów Rozrzutnych? To wszystko autentyczne przydomki. Ale już to, że Kinga była Święta, bo jej mąż Bolesław był Wstydliwy, nastolatek zapamiętuje bezbłędnie.
Pomagają nam fragmenty gregoriańskiego chorału sprzed wieków. Wałkujemy więc dzieje od Mieszka i roku chrztu Polski, przez zjazdy, koronacje, bunty, wygnania i potykamy się o króla, po którym przez ponad 200 lat żaden Piast nie założył królewskiej korony.
Trudny temat dla młodego człowieka. Bolesław Szczodry, nazwany potem Śmiałym, jest królem, na którego patrzymy z jednej strony z punktu widzenia dwóch nieprzychylnych katolickich kronikarzy – mnicha Galla i polskiego biskupa Wincentego Kadłubka – z drugiej, rzucamy na szalę wszystko dobre, co Bolesław zrobił jako wybitny władca, zanim zawaliła się jego kariera.
Jak nie założyć synowi antyklerykalnych klapek na oczy, a jednocześnie nie zostawić go z czarno-białym obrazem z kroniki Kadłubka, gdzie podła bestia w koronie rozszarpuje na strzępy nieskalanego świętego. Bolesław Szczodry u Galla Anonima jest potraktowany powściągliwie i marginalnie, jakby kronikarz chciał napisać więcej, ale nie mógł. Pewnie dlatego, że mecenas Galla, brat króla był 30 lat wcześniej w opozycji i wspierał krakowskiego biskupa.
Konflikt króla Bolesława i biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa to polski odprysk walki korony z tiarą. W Rzymie walczyli o władzę nad ziemskim światem papież Grzegorz VII z cesarzem Henrykiem IV, u nas biskup z królem. Tam skończyło się upokorzeniem bosego cesarza pod Kanossą, u nas tragedią przed ołtarzem na Skałce. Zginął biskup, skazany za zdradę i stracony (lub zabity nagle), a król musiał uchodzić z ciężarem klątwy.
O tle konfliktu wiemy tyle, że Bolesław odzyskał dla Polski utraconą za jego nieudolnego dziada koronę królewską, prowadząc dalekowzroczną  politykę propapieską. Wiemy, że biskup Stanisław pomagał mu w tym, aż do momentu, kiedy odmówiono mu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Wiemy, że opozycja antykrólewska skupiła się wokół biskupów i liczyła na wsparcie cesarza. Paradoks, purpuraci w obozie wrogim papieżowi, aby obalić polskiego króla.

Wielka polityka. Naprawdę wielka - matką Bolesława była córką Włodzimierza Wielkiego, władcy Rusi, babką - błogosławiona z najlepszej rodziny cesarskiego dworu, żoną - kijowska księżniczka, szwagierką - córka króla Czech. Tak skoligacony władca Polski miał prawo uważać się za jednego z możnych chrześcijańskiego świata, który cesarze niemieccy dzielili na Romę, Galię, Germanię i Sclavinię. Parł więc na Wschód i starał się umocnić swoją władzę w kraju. To on, nie Chrobry, wyszczerbił miecz na bramie Kijowa. Zmęczone długimi wyprawami rycerstwo nie podzielało chyba tych ambicji. Bunt zbiegł się z reformą kościelną, która uszczuplała dobra i zakres władzy biskupa krakowskiego. Pretekst do sporu się znalazł - według kronikarzy, biskup grzmiał na surowego króla, karzącego niewierne żony rycerzy, ale też król wyrzucał biskupowi zdradę i niemoralność - tak przynajmniej z plotek tłumaczył biskupa inny biskup, Wincenty Kadłubek.

Finał tragiczny: najstraszniejsza broń kleru - klątwa, skazanie duchownego za zdradę, śmierć biskupa Stanisława, kult relikwii i wygnanie króla w 1079, a potem upadek międzynarodowej rangi Polski, rządy książąt, aż do koronacji Przemysła II w 1295.


Co z tego pozostało po wiekach? Srebrny sarkofag biskupa Stanisława w centralnym punkcie katedry wawelskiej, ponad grobami wielkich królów… biskupa skazanego za zdradę, a uznanego za patrona Polski. Natomiast grób króla Bolesława, wyciosany z kamiennej płyty nagrobnej rzymskiego legionisty, gdzieś między grobami biednych mnichów klasztoru w Karyntii z napisem „Bolesław król Polski, zabójca świętego Stanisława, biskupa krakowskiego”.
Ciśnie się na usta banał o religii i polityce, ale przecież to średniowiecze, kiedy polityka i religia przenikały się w stolicach i na prowincji. Chyba najlepiej na podsumowanie nadaje się akapit z Pawła Jasienicy: „Katoliccy, czyli rzymscy, biskupi musieli spoglądać na państwo polskie chociażby nieco z góry. Nie potrzebowali być na to zaraz Niemcami, jak Thietmar. Wystarczał sam „charakter” urzędu duchownego. Ich mocodawcą było Wieczne Miasto, stolica świata, szafarz koron. Dłonie ich przodownika, arcybiskupa Gniezna, posiadały moc namaszczania królów. Mowa łacińska, święcenia kapłańskie, infuły, paliusze, pastorały, to wszystko pochodziło z tej samej strony świata, z której kraj Piastów brał wzory, gdzie było światło oraz nadrzędne potęgi.”

***

Prowadzimy lekcje historii w samochodzie, jadąc do szkoły. Trzeba w domu korygować podstawę programową szkół podstawowych, stworzoną na zamówienie idiotów. #LekcjeHistoriiPrawdziwej #TLDR