sobota, 17 lutego 2024

Co zni­ka dzi­siaj, iż czy­ta­ne pę­dem

Znałem poetę żyjącego przed popularnością,
nie było czytelników tam,
gdzie były jego wiersze,
a tam gdzie byli czytelnicy,
nie było jego wierszy.

Może czekały na wrota czasu,
przez które przejdą tłumy,
wiedzione przez krytyków, tłumaczy
i pośmiertnych fanów poezji
godnej dzieł zebranych w skórze.

Czasem trafiała się jakaś pochwała,
zagubionego na Facebooku,
przyszłego ojca, czy syna, w duchu
tej samej grupy poetyckiej
lub Naszej Klasy, której czas przeminął.

To najlepszy wiersz, jaki czytałem
pisał dodany do obserwujących
i nie było pewne, czy żył przed Asnykiem,
czy już po manifestach pogardy dla pisowni
i wszystkiego, co święte w zapiskach narodu.

Dla konserwatywnego poety,
poszukującego sensu słowa
w granicach umiarkowanego postępu,

taki komentarz był jak koryfeusz,
prowadzący chór w antycznym teatrze
.

Nic nie ginie, nic nie ginie w sieci,
zwłaszcza to, co tu i teraz nie jest poezją,
bo echo niesie wirale, motta i morały,
a obrzękłe klaskaniem prawice
zastąpiły lewe kciuki
i serca po prawej stronie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz