Ten moment,
jeszcze bez ciebie
i za chwilę trzymam
alabastrową miniaturkę dłoni
kruchą i delikatną
wprost z zaświatów
albo przedświatów
widzę wąski nadgarstek,
zapowiedź ładnego gestu,
palce pianistki,
wokół których owiniesz kiedyś mnie
i cały ogromny świat
zaszczycony twoim
sobotnim nadejściem
Ten drugi moment,
kiedy przekonałem się,
że chyba bardziej boli
złamana ręka córki
od własnej...
Uświadomił mi
rzeczywistą kruchość
spokoju i codzienności
Układam na poduszce
uśpione, króciutkie jeszcze linie życia
śniące taniec na klawiaturze
i wracam wieczorem
do pierwszego spotkania
twojej, słabej jak piórko
zaskoczonej światłem,
jeszcze pomarszczonej i wilgotnej
z moją, twardą i suchą
kamienną skórą na dłoni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz