poniedziałek, 16 września 2013

Lubisiowo jebaniuteńkie II

Relacje MIĘDZYLUDZKIE, niezwykła rzecz. Próbuję zrozumieć, ale oddalam się od pokolenia nasto-, dwudziestolatków. Nie technika stanowi barierę, ale światopogląd, a szczególnie pogląd na człowieka. Bo relacja człowiek-człowiek, choćby utrzymywana przez długi światłowód, powinna tego drugiego człowieka mieć w głównym polu widzenia, a tak nie jest. Tak być przestaje.

Zostałem nauczony, że każdy zaadresowany list, mail, post, sms (jakkolwiek ten komunikat nazwiemy) powinien doczekać się odpowiedzi. Choćby to miało być jedno zdanie "pocałuj mnie w dupę", bo ta odpowiedź świadczy, że uważa się drugą stronę za podmiot. Brak odpowiedzi, jak i przytoczona propozycja odpowiedzi, jeszcze jakiś czas temu miały podobny skutek. Była to forma obrażenia kogoś. Bilecik, sekundanci, strzał, satysfakcja, śmierć albo rana do pokazywania przy wódce. Aż tak stary nie jestem, to nie moje czasy. I rozumiem, że odeszły bezpowrotnie, bo gdyby wróciły, Twitter i FB zamieniłyby się w wirtualne kolumbaria.

Dziś nikt nie siada do biurka, nie otwiera papeterii, nie pisze i nie wysyła przez umyślnego biletu z informacją. Ale, do cholery, do kogoś jednak pisze. Siedzi może w metrze i dziubie smartfon, ale nie wysyła do siebie, tylko do jakiegoś spersonifikowanego wyobrażenia. Chyba że się mylę - on pisze do siebie. Znaczyłoby to, że żyjemy w czasach masowej masturbacji, samozaspokajania poprzez twitty, mikroblogi i posty opatrzone fotką michy z zupą. A może to są akty strzeliste zagubionego stadka wiernych, którzy kilkadziesiąt razy dziennie składają rączki na klawiaturze i próbują mantrować, aby osiągnąć chwilowy spokój ducha.
Przypuszczam jednak, że jest to objaw zbiorowej biegunki. Nadmiar zwykle szkodzi. Tak, to przesyt nibyrelacji, tłumu lubisiów, followersów, bytów pożądanych w dużej masie, ale tak abstrakcyjnych jako jednostki, że przyjmujących formę przedmiotów. To bilon, drobniaki, nie warte uwagi. Kto odpisywałby jednemu z 3600 "obserwujących". A niech sobie obserwuje te mantry i ipsacje, a jeśli ma pytanie, niech je postawi na swoim mikroblogu. Odpowie mu zwielokrotnione echo. 

Wracam czasami do listów Sienkiewicza do "Żaby", Jadwigi Janczewskiej, siostry jego zmarłej żony. Dzieliła ich granica, żyli w różnych zaborach, czasem pisali do siebie z dworca, w podróży, z innego kontynentu, kilka razy dziennie, z potrzeby podzielenia się jednym żartem. Zachowały się 563 listy z większej pewnie korespondencji. Częste zdanie to: "nie dostałem jeszcze odpowiedzi na ostatni list". Nota bene, poczty carska i CK dostarczały te listy z Warszawy do Krakowa w trzy dni, z czego jeden był niezbędny do uzyskania sakramentalnej formułki „dozwolono cenzuroju” na pieczęci. Takich listów i Janczewska i Sienkiewicz napisali do wszystkich swoich "lubisiów" kilkanaście tysięcy. I zwykle kończyli "czekam na odpowiedź". Działo się to tylko sto lat temu i aż sto lat. Czy aż tak bardzo wyparowała z nas potrzeba wymiany myśli, spojrzeń, zwykłych uprzejmości, świadomości istnienia drugiej osoby? Nie iluzorycznego tłumu lubisiów. 
"Do kogo Pan/i pisze? Czy za słowem stoi interakcja, czy jeno lustro z własnym odbiciem?" - zapytała wczoraj Jonanna Butora @JoannaButora na swoim tajmlajnie. I bardzo trafiła w istotę Twitterodemokracji, która dopuszcza wszystkich do głosu, ale często spłyca istotę komunikacji - odbiera słuchającym podmiotowość. Czy to już nie jest słynna Tischnerowska relacja Pytający-Zapytany, gdzie obaj do siebie należą? Przecież pytanie wytrąca cię z jakiegoś twojego zamyślenia, domaga się wejścia do mojego świata? Tworzy się krótki dramat, wiążący nas choćby na ułamek sekundy. Odpowiadając zaczynasz być. Odpowiedź to ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Jeśli nie otrzymuję odpowiedzi, rozumiem, że mówiłem do fatamorgany, fikcji, lub kogoś kto traktuje mnie przedmiotowo. Cała ta odpowiedzialność niepotrzebna ci do życia, bo liczy się tylko liczba i masa w liście followersów, a ty potrzebujesz „jeno lustra z własnym odbiciem".

Obawiam się, że Jose Ortega y Gasset w "Buncie mas", napisanym zanim filozofom śniło się o globalnej sieci, przewidział kierunek, w którym zmierza nasza cywilizacja, zastępująca dialog monologiem. Sprzyja temu właśnie masowość, klikalność, anonimowość, wszechobecna przeciętność - "Dla chwili obecnej charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swojej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym". To był rok 1930, bliższy ostatnim listom Sienkiewicza do szwagierki (1916) niż naszym czasom mediów społecznościowych, a jednak trudno się oprzeć myśli, że Ortega "wykrakał" nasze Lubisiowo XXI wieku.

Odpowiadajcie - bądźcie ODPOWIEDZIALNI. Tylko wtedy istniejecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz